poniedziałek, 22 kwietnia 2013

EPILOG

Widzę Cię już...
______________________________
Przez tę noc również nie zmrużyłem oka. Dzisiaj wieczorem jest pogrzeb Jagody, dlatego zamówiłem sobie bilet do Wrocławia na 11.00.
Bardzo tęsknię za Jagódką, cały czas nie mogę uwierzyć w to co się stało... 
Cały czas myślę o tym liście co napisałem wczoraj... Jestem przekonany, że go przeczytała. Jestem śmieszny trochę, a może po prostu zdesperowany? Nie mam pojęcia, jak moje życie potoczy się dalej. Bez Jagody wszystko straciło sens... Nie wytrzymuję już psychicznie, na jej pogrzebie chyba się załamię :(
Postanowiłem iść spakować sobie walizkę, bo samolot miałem za trzy godziny. 
***
Wsiadłem do samolotu i rozmyślałem  nad sensem mojego życia. Jak dla mnie jest już koniec świata. Jagody nie ma, nie mam dla kogo żyć. Ktoś mógłby powiedzieć: Co będziesz płakał za taką małolatą? Możesz mieć każdą!
Prymitywne myślenie .
Jagoda była jedyna, niepowtarzalna, kochana, urocza, śliczna , wyjątkowa i najlepsza na świecie! Była takim słońcem na niebie, które rozświetlało mój każdy dzień ! Właśnie, była słońcem. Teraz wyobraźcie sobie, że nagle ta jasna gwiazda znika. Wyobraź to sobie. Jest ciemno, przerażająco, pusto i zimno. 
....
Teraz już widzisz co czuję... Moje słońce zgasło...
Nagle samolot zaczął się niebezpiecznie trząść i tak jakby przesunął się lekko na bok. Przestraszyłem się ogromnie. Po chwili z głośników słychać było głos, aby zapiąć pasy. W samolocie zapanowała panika. Samolot coraz bardziej się przechylał, a turbulencje były co raz silniejsze.
Małe dzieci zaczęły płakać, starsi oraz młodzi ludzie uspokajali je, a mi biło strasznie szybko serce. Po chwili wyszła stewerdessa i pokazała nam jak założyć specjalne maski. Po kilku minutach znowu usłyszałem głos z głośników: proszę państwa jeden z silników nie działa. Proszę być dobrej myśli, ale bezwzględnie zapiąć pasy i nałożyć maski. W samolocie zapanowało jeszcze większe poruszenie. Ktoś krzyczał: Zginiemy ! Zginiemy! Jakaś starsza pani modliła się na różańcu. Wszystkie dzieci płakały. Jednym słowem totalna masakra.
Gdy wyjrzałem przez okno zobaczyłem, że jesteśmy już bardzo blisko ziemi i nagle poczułem jak z impetem uderzamy o ziemię. 
Słyszałem krzyk ludzi,a po chwili samolot stanął w płomieniach...
*****
Jagoda, czy to Ty?
______________________________________________________________-
Epilog i już nie da się dalej kontynuować akcji. Mam nadzieję, że zrozumieliscie końcowe przesłanie. :)
Pozdrawiam i niebawem nowy blog! ;*

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział XXV

-Żyj - krzyknęła nadzieja.
- Bez Ciebie nie potrafię - odparło cicho życie.
_______________________________________
Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Przed sobą cały czas miałem obraz Jagody. Nie mogę pogodzić się z tym, że już jej nigdy nie zobaczę... Jest mi strasznie smutno, nie mam już dla kogo żyć. Żyłem dla Jagody, a teraz kiedy jej zabrakło to wracam do pustego mieszkania, nikt mnie nie rozśmiesza, nie poucza. Totalna pustka. Rano zebrałem się z łóżka i poszedłem zaparzyć sobie dzbanek kawy, żeby jakoś się pozbierać. W międzyczasie przyszedł Piszczek.
-Stary, wyglądasz koszmarnie! - powiedział, gdy mnie zobaczył
-I tak się czuje - przyznałem
-Przykro mi z powodu Jagody - posmutniał Piszczu
-Nawet nie wiesz jak mi jej brakuje- powiedziałem
-Nie tylko tobie.
-No tak, przecież to Wasza siostra- lekko się uśmiechnąłem
-Nie wiem, czy powinienem Ci o tym mówić, ale Mario przyznał nam się, że potajemnie się w niej kochał - powiedział Łukasz
-Wcale mu się nie dziwię. Była śliczna - powiedziałem
-Jakbyś nas potrzebował, to możemy się nawet urwać z treningu - powiedział Łukasz
-Dzięki stary, dobry z Ciebie przyjaciel - powiedziałem
Mimo tej całej beznadziejnej i fatalnej sytuacji ogromnie się cieszę, że są ludzie na których mogę liczyć i którzy nie odwracają się ode mnie.
Piszczu potem poszedł, bo mieliśmy trening za niecałą godzinę, lecz ja nie wybierałem się na niego. Chciałbym teraz pobyć sam. Muszę się poważnie zastanowić, co mam dalej robić. Trzeba jakoś się pozbierać i po prostu żyć dalej- nie ma innego wyjścia. Jednak jest to bardzo trudne, a wręcz niemożliwe. Strasznie tęsknie za Jagodą... Była dla mnie wszystkim, a teraz gdy jej nie ma zostałem z niczym...
Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi i poszedłem otworzyć. Przede mną stała mama Jagody:
-Pan Lewandowski? - zapytała
-Tak, proszę wejść - powiedziałem
Kobieta weszła do środka i usiadła na kanapie w salonie.
-Więc Jagoda mieszkała u pana? - zapytała
-No tak- stwierdziłem
-W takim razie chciałabym się dowiedzieć, czemu Jagoda nie mieszkała u Mileny! - krzyknęła
-Milena zostawiła Jagodę, wyjechała - wytłumaczyłem spokojnie
-Że co? - matka Jagody wpadła w furię
-Niestety, a że znaliśmy się zamieszkała u mnie - powiedziałem
-Miała jakiegoś chłopaka tutaj? - zapytała
-Znaczy się , no my byliśmy razem
-Pan żartuje? - zapytała oburzona
-No nie - przyznałem
-Przecież ona miała tylko 17 lat!
-No ale, my - próbowałem się bronić
-Nie chcę o tym słyszeć. Śmierć Jagody to wszystko twoja wina! - powiedziała
-No ale, przecież ona miała nowotwór - powiedziałem zszokowany
-Tak, tak . - zakpiła sobie- To przez ciebie Jagody nie ma! - krzyknęła
-Jakim prawem obwinia mnie pani za śmierć Jagody? - zapytałem mocno wkurzony
-Przecież Jagoda to bardzo rozsądna dziewczyna i w życiu nie byłaby w zwiazku z facetem o 7 lat starszym od niej. Pewnie ją tylko wykorzystywałeś i się załamała- powiedziała
-Pani chyba żartuje ! Nic jej nie zrobiłem, to była jej własna decyzja ! Proszę mnie nie oskarżać ! - powiedziałem
-Ja i tak wiem swoje. Kiedyś mi za to zapłacisz- krzyknęła i wyszła teatralnie trzaskając drzwiami
Nie wiedziałem co myśleć. Mama Jagody obwinia mnie o jej śmierć. Przecież to nie moja wina, że miała nowotwór! Wszystko bym oddał za to, aby tutaj była cała i zdrowa.
Szkoda, że jej nic nie przygadałem! Co to za matka, co woli kongres niż być przy umierającej córce
Świat jest niesprawiedliwy, przekonałem się o tym ostatnio...
Nagle przyszła mi myśl, aby napisać list do Jagody.  Może go przeczyta, tam na górze...
Wziąłem kartkę papieru i zacząłem pisać:
Kochana Jagódko, moje słońce najdroższe!
Tak bardzo mi Cię brakuje... Chciałem spędzić z Tobą resztę swojego życia, lecz Bóg inaczej zaplanował je... Mam nadzieję, że tam na górze jest Ci dobrze. Jestem przekonany, że to widzisz i czytasz moje słowa. Chciałbym, żebyś wiedziała, że kocham Cię najmocniej na świecie i ogarnia mnie ogromna tęsknota za Tobą. Byłaś dla mnie wszystkim , nadal jesteś, bo czuję , jakbyś była obok mnie. Pewnie już wiesz, że twoja mama obwinia mnie za Twoją śmierć. Nie wiem czy to prawda, ale czuję się z tym okropnie źle.
Pamiętaj, że nigdy o Tobie nie zapomnę. Wierzę ogromnie, że kiedyś spotkamy się i będziemy już na zawsze szczęśliwi. To straszne, że Twoje życie było takie krótkie. Żałuję, że poznałem Cię tak późno...
Kocham Cie najmocniej na świecie i ściskam mocno
Twój Robert
Może napisanie tego listu to był taki dziecinny i banalny pomysł, ale po jego napisaniu jakoś mi tak ulżyło. Postanowiłem już tak zawsze pisać do niej... Wiedziałem, że ona na pewno to przeczyta.  Szkoda, że nie mogę jej tych wszystkich słów powiedzieć wprost, tylko przez listy, których nigdy nie dotknie, ale przeczyta... Skomplikowane, prawda?
W trakcie moich rozmyślań usłyszałem kolejny dzwonek do drzwi. Ludzie w ogóle nie dają mi dzisiaj spokoju. Otworzyłem i okazało się, że przed drzwiami stał Michał.
-Mogę na chwilę ? - zapytał
-Tak - powiedziałem
-Przykro mi - powiedział
-Nie pierwszy mi to mówisz - stwierdziłem smutno
-Jest mi strasznie głupio, że tak potraktowałem Jagodę... A teraz nie mam jej jak przeprosić- powiedział
-Możesz ją przeprosić - stwierdził
-No, ale jak? - zapytał
-Wierzymy, że ona jest tam gdzieś nad nami i wszystko widzi. Pisz do niej listy
-Listy? - zdziwił się
-Tak, ja już zacząłem  - powiedziałem
-Myślisz, że przyjmie moje przeprosiny?
-Jestem tego pewien
-To dobrze, ja już będę się zbierał. A kiedy będzie pogrzeb Jagody? - zapytał
-Jutro we Wrocławiu - powiedziałem
-Czemu, aż tam? - zapytał
-Bo to miasto rodzinne Jagody - wytłumaczyłem
-Rozumiem, to ja już pójdę - powiedział i wyszedł
Znowu ogarnęła mnie totalna pustka, ale wierzę w to, że Jagoda przeczytała mój list i wie jak bardzo ją kocham.
Szkoda, że ona nie może pisać ich do mnie...
_____________________________________________________________
Jest już kolejny rozdział. Dodaję troszkę wcześniej go (po 15 komentarzach).
Mam prośbę - chciałabym zobaczyć ile osób czyta jeszcze mojego bloga , wiec jak PRZECZYTASZ TO SKOMENTUJ ;)
Za 20 komentarzy kolejny !
Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli!

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział XXIV

Wczoraj miłość, a dziś tylko łzy...
_____________________________
Szedłem powoli do domu. Przed oczami miałem wszystkie momenty spędzone z Jagodą. Kiedy się poznaliśmy , gdy uznałem ją za małolatę. Pamiętam moment, kiedy uciekła i dałem jej do myślenia, że nic z tego nie będzie. Potem ten Adrian, zranione serce Jagódki, a potem nareszcie chwila, kiedy wyznałem jej co czuje. Mam łzy w oczach , gdy sobie o tym pomyślę... Chciałem z nią spędzić całe życie... To straszne, że odeszła. Nie mogę się z tym pogodzić. Jest mi cholernie przykro, że ludzie , których kochamy tak szybko od nas odchodzą. Już raz straciłem bliską mi osobę - tatę, a teraz Bóg zabrał mi Jagodę...
Dlaczego ? Zadaję sobie to pytanie już setny raz tego wieczoru.
Była taka młoda, kochana, miała masę planów i marzeń. Ja też miałem marzenie - być z nią na zawsze. Jednak ten Ktoś na górze chciał inaczej... Serce mi rozrywa, gdy pomyślę sobie o niej. Wszystko bym dał, aby była tutaj koło mnie. Jej życie nigdy nie było lekkie. Nie sądziła, że nie dożyje osiemnastych urodzin. Tak czasem jest, że kiedy najmniej się spodziewamy śmierci, ona już dawno stoi nad nami i niespodziewanie nas zabiera.
Gdy skręcałem na moją ulicę, w dali zobaczyłem siedzącego na ławce Michała. Postanowiłem do niego podejść.
-Michał - powiedziałem
-Czego chcesz? - warknął i dodał- A gdzie twoja Jagódka? - powiedział kpiąco
-Ona nie żyje idioto! - wykrzyknąłem i odszedłem
Nie wiem czemu powiedziałem to Michałowi, może po prostu to, że z nikim innym nie mogę się z tym podzielić.
Doszedłem do mieszkania i rzuciłem się na fotel.Nie miałem na nic siły, sens mojego życia właśnie znalazł się za drzwiami Św. Piotra.
***
Rano obudziłem się w salonie- chyba zasnąłem. Poszedłem do łazienki wziąć prysznic, a potem ogarnęła mnie kolejna fala wspomnień. Położyłem się na kanapie mając przed oczami obraz Jagody...
Z rozmyślań wyrwał mnie telefon:
-Hej Lewusku, będziesz dziś na treningu? - zapytał wesoło Piszczek
-Nie, raczej nie- odpowiedziałem
-A coś ty taki smutny? Coś się stało?
-Jagoda nie żyje - powiedziałem nie ukrywając smutku
-Jagódka? - zdziwił się Lewy- Ale jak to? Chyba żartujesz? - powiedział Łukasz
-Niestety nie. Miała białaczkę... - powiedziałem
-Boże
-Jestem załamany, nie wiem co robić - powiedziałem
-A co z pogrzebem?- zapytał Piszczu
-Jej mama już przyjechała i ma się wszystkim załatwić
-Nie mogę w to uwierzyć- powiedział Luki
-Nie tylko ty
-To, Robert trzymaj się jakoś... Zwolnimy cię u trenera - powiedział
-Spoko, dzięki - powiedziałem i odłożyłem telefon
Nie ma Jagody, nie ma Jagody...
AAAAAA!!!! Boże ! Jagoda... Moja, mała, kochana Jagódka. Proszę Cię, wróć...
______________________________________________________________
Kolejny smutny rozdział. Następny dodam za 20 komentarzy. Pozdrawiam .

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział XXIII

On pod koniec pocałował ją i 

szepnął do jej ucha: Zawsze razem, mimo to...


_______________________________________________________________________

Nie ma jej ...
Stoję w korytarzu szpitalnym i czekam na lekarza. Widziałem tak bardzo zmęczone oczy Jagody, kiedy nagle je zamknęła...
Po chwili przyszedł lekarz:
-Przykro mi - powiedział co oznaczało jedno
-Panie doktorze, czyli, że Jagoda nie żyje?- zapytałem
-Niestety - powiedział i dodał- Proszę być silnym - potem odszedł
Zsunąłem się na ziemię i nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Jagoda, Jagoda- jej już nie ma! Mój Boże, przecież ona była dla mnie wszystkim- kochałem ją nad życie. Teraz sprawdza się zdanie : Spieszmy się kochać, bo ludzie tak szybko odchodzą...
Nie mogłem się ruszyć z miejsca. To straszne, że już nigdy nie porozmawiam z Jagódką, nigdy nie dotknę jej dłoni. Cały czas zastanawiam się, czemu to akurat ją spotkało? Miała jeszcze tyle planów, przed sobą całe życie. Może po prostu była gotowa i Bóg postanowił, że ją zabierze? Nie rozumiem tego. Jak sobie pomyślę o niej, jeszcze kilka dni temu była radosna i chciała spełniać swoje marzenia, tymczasem teraz zabrali ją... Już nie mam dla kogo żyć. Mam ochotę się zabić, ale wiem, że ona by tego nie chciała.
Kiedy wszystko zaczęło się układać, przyszła choroba i zniszczyła wszystko. Dlaczego?
Po chwili łzy spłynęły mi po policzkach i totalnie się załamałem. Jednak po chwili, pomógł wstać mi lekarz.
-Panie Robercie, proszę jechać do domu, albo najlepiej zamówić sobie taksówkę, bo nie może pan w takim stanie prowadzić. Takie rzeczy się zdarzają, przykro mi bardzo. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy - wytłumaczył
-Świat jest niesprawiedliwy - powiedziałem i skierowałem się w kierunku wyjścia
Oczy miałem jeszcze zaczerwienione od płaczu. Wyszedłem ze szpitala, pod którym koczował tłum fanek i reporterów. W jednej chwili tłum dziewczyn podleciał do mnie prosząc mnie o autografy. Nie rozdałem ani jednego... Nie miałem siły. Kolejni byli reporterzy, którzy pytali o stan zdrowia Jagody i czemu płaczę - też nic nie odpowiedziałem. Media po prostu nie rozumieją, że człowiek potrzebuję trochę prywatności i swobody. Teraz nic mnie nie obchodzi, co będą jutro pisać i to, że nie rozdałem kilku autografów. To nic w stosunku, do tego co się dzisiaj wydarzyło. Jagody nie ma! Nie może to do mnie kompletnie dojść!
Ogromnie za nią tęsknię i tak bardzo chciałbym, aby tutaj była cała i zdrowa.
Moje słońce kochane... Nie wierzę , to musi być tylko zły sen.
Jednak nie... To rzeczywistość... Smutna, chora rzeczywistość.
Postanowiłem iść do domu na piechotę, żeby wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Po głowie chodziła mi cały czas jedna myśl: Jagoda nie żyje. Czemu to ja musiało spotkać? Nigdy nie miała lekko, zawsze były jakieś przeszkody lub ludzie, którzy podcinali jej skrzydła.
Moja mała, już nigdy nie wróci
___________________________________________________________
Jednak postanowiłam kontynuować tego bloga, mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba, chociaż jest bardzo smutny.
Ta piosenka idealnie obrazuje mojego bloga (UWAGA! MOŻNA SIĘ ROZPŁAKAĆ)
http://www.youtube.com/watch?v=HnByAFUzHOk
:(

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział XXII

Prawdziwa miłość połączyła ich...
______________________________________________________________

Jestem już po pierwszej chemioterapii. Czuję jakby życie powoli mnie opuszczało. Z Robertem możemy komunikować się tylko przez szybę. Odczytuję z jego ust słowa, albo pisze mi coś na kartce. On jest taki kochany. Ja wiem że dłużej już nie pociągnę, fatalnie się czuję. Chciałabym wyzdrowieć, ale ja po prostu wiem, że to niemożliwe. Robert ma ogromne nadzieje na to, że z tego wyjdę.
Teraz leżę w jakiejś okropnej izolatce i co chwilę przychodzi do mnie pielęgniarka. Tym razem przyszedł lekarz:
-Mam dla pani niezbyt dobrą wiadomość. Chemioterapia nie działa, nowotwór dalej się rozwija.
-Panie doktorze, czy to znaczy, że ja - mój głos się załamał- umrę?
-Niestety trzeba się z tym również liczyć- powiedział lekarz
-Proszę nie mówić mojemu chłopakowi! - powiedziałam
-Jeśli sobie pani tego życzy, to jak najbardziej mam obowiązek zachować tajemnicę lekarską.
-Dziękuję - powiedziałam
-Proszę nie tracić wiary, cuda się zdarzają - powiedział doktor i poszedł
Nie wiem co powiedzieć. Kompletnie... Resztki mojej nadziei poszły na dno. Zastanawiam się, czemu los mnie tak potraktował- czy ja coś komuś zawiniłam?
To głupie, ale nie chcę martwić Roberta, że nic z tego nie będzie. On dalej ma nadzieję.
Jak to mówią "Nadzieja matką głupich".
To przerażające, że za chwilę może mnie już tu nie być. Jednak mimo tego, że różnie mi się w życiu układało,  mam co wspominać. Wyjechałam do Niemiec, poznałam Roberta, przekonałam się, że świat jest pełny fałszywych ludzi. Jednak czegoś w życiu dokonałam. Tylko... Najbardziej boli mnie fakt, że moja mama nie przyjechała. Lekarz mówił mi, że dzwonił do niej, ale wyjechała na jakiś tygodniowy kongres i nie ma czasu. Tak się zachowuje prawdziwa matka? Dla niej zawsze była ważna tylko praca. Nawet nie interesuje ją fakt, że jej córka jest umierająca. To podłe. Jestem na nią zła, a mimo to chciałabym ją jeszcze ostatni raz zobaczyć...
Gdy tak rozmyślałam, ktoś zapukał w szybę. Odwróciłam się resztkami sił i zobaczyłam Roberta, który trzymał wielką kartkę z  napisem : KOCHAM CIĘ.
Myślałam, że zaraz się rozpłaczę. W trudnych chwilach nie zostawił mnie, był przy mnie.
Patrzyliśmy sobie długo w oczy. Po policzku Roberta poleciała łza, ja mimo woli też się rozpłakałam.
Chciałabym się w tej chwili do niego przytulić, ale to było niemożliwe. W jego oczach cały czas widziałam nadzieję. Za żadne skarby nie chciałam, aby wiedział, że to być może jedno z naszych ostatnich spotkań...
Nagle poczułam okropny ból, wszystkie urządzenia do których byłam podłączona zaczęły niebezpiecznie piszczeć. Zaraz zjawił się lekarz i pielęgniarki.
A ja popatrzyłam się na Roberta i wyszeptałam ostatnie w życiu słowa: kocham Cię.
Potem wszystkie urządzenia umilkły, a moje serce przestało bić.

Prawdziwa miłość połączyła ich

Walczyli do końca, choć brakło sił


Ona nie chciała by każdego dnia


Musiał patrzeć jak upada tak


Pomyśl jaki to był dla nich ból


Wiedząc, że w końcu odejdzie znów


Wiedząc, że w końcu nadejdzie czas


że wezwie ją do góry, że odejdzie w dal...

______________________________________________________________________
Jest Epilog! Nie sądziłam, że to się tak skończy.
Chciałabym podziękować Wam, że czytaliście mojego bloga i tyle ze mną wytrzymaliście ;*

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział XXI

Miałam inne zdanie o trenerze... Zawiódł mnie. Dla niego liczą się tylko rankingi, to żałosne! A to co Lewy czuje to już nieważne. Chociaż był to dla nas pewien rodzaj testu. Lewandowski ani chwili się nie zawahał, aby zerwać nasz związek.
Dzisiaj od rana strasznie źle się czuję. Zauważyłam ostatnio, że zrobiłam się dość blada. Na dodatek brzuch mnie uciska i przy tym bardzo boli. Nie wiem co się dzieje, ale wydaje mi się, że po prostu ostatnie sytuacje sprawiły, że jestem taka osłabiona i myślę, że niedługo przejdzie.
Mam zamiar dzisiaj odpocząć w domu. 
Postanowiłam jeszcze chwilę poleżeć w łóżku, a potem ubrałam się w zwiewną sukienkę. 
Weszłam do kuchni i zobaczyłam na stole pyszne śniadanie i Roberta siedzącego i wpatrującego się w ekran swojego tableta. 
-Co tam czytasz? - zapytałam
-O hej, no zobacz sama- podsunął mi tableta
Zauważyłam artykuł na jednej z stron plotkarskich: Lewandowski i siedemnastolatka? Niemożliwe? Ale jednak! 
-Świnie - podsumowałam dziennikarzy po przeczytania artykułu
-Nie ma co się przejmować- powiedział Lewy - zjedz coś
-Nie, nie jestem raczej głodna - powiedziałam
-Jakaś taka blada jesteś. Czy wszystko w porządku? - zapytał
-Tak, tak - dobrze się czuję, bo prostu nie mam ochoty na jedzenie - powiedziałam zatajając prawdę
-Ja muszę iść dzisiaj na trening, idziesz ze mną czy zostajesz? - zapytał
-Chyba zostanę - powiedziałam
-Tylko uważaj na siebie
-Nie martw się, w domu nic mi się nie stanie- zapewniłam go
-No ja mam taką nadzieję - powiedział i dodał- To ja już będę wychodził, bo za pół godziny zaczynamy
-To pa, pa - powiedziałam i pocałowałam go w policzek
Lewy wyszedł, a ja rzuciłam się na kanapę i zaczęłam przeskakiwać po kanałach. Jak zwykle w telewizji nie było nic ciekawego. Jednak włączyłam jakiś program rozrywkowy. 
Nagle przestałam słyszeć spikerkę i zrobiło mi się ciemno przed oczami...
******
W szpitalu
-Gdzie ja jestem? - zapytałam, gdy obudziłam się
-Zemdlałaś, jesteś w szpitalu - powiedział Lewy
-Ale jak to? - zapytałam
-Jak wróciłem  z treningu leżałaś nieprzytomna na kanapie. Strasznie bałem się o ciebie - powiedział
-Aha- nie miałam siły, żeby coś innego powiedzieć
Po chwili do sali wszedł lekarz.
-Czy mógłbym zostać z panią sam na sam? -zapytał
-To ja poczekam na korytarzu - powiedział Robert
-Więc tak, zrobiliśmy pani szereg badań. Wszystkie badania potwierdziły, że ma pani białaczkę. 
-Co? - nie mogłam uwierzyć, zamarłam
-Czy nie czuła się pani ostatnio zmęczona?
-Tak, a nawet bardzo. Jednak myślałam, że to tylko chwilowe osłabienie
-Przykro mi. - powiedział lekarz i wyszedł
Tak! Łatwo mu mówić: przykro mi. To jego praca. Na pewno mówi to dziennie kilka razy. Ja mam białaczkę? Dlaczego zawsze ja? Czemu kiedy wydaje mi się, że znalazłam szczęście, to wszystko musi się zawsze spieprzyć.
Białaczka, białaczka, białaczka.... Nie dochodzi to do mnie ...
O mój Boże, ja nie wierzę. 
Rozpłakałam się na dobre. Łza leciała mi za łzą. Po chwili wszedł Lewy i zastał mnie w takim stanie.
-Jagódko - podbiegł i mocno  mnie przytulił- Co lekarz powiedział?
-Ja , ja - próbowałam wydusić
-Kochanie, co się stało? - zapytał
-Ja, ja - próbowałam powiedzieć- Mam białaczkę- powiedziałam przez łzy
Lewy zamarł, tak samo jak ja , kiedy lekarz mi to powiedział.
-Nieee - Lewy powiedział 
-Niestety tak - powiedziałam dusząc się własnymi łzami
-Zwalczysz to, zobaczysz, wygramy - powiedział Lewy i dodał- Pójdę porozmawiać z lekarzem
-Dobrze- powiedziała  jeszcze cały czas płacząc
Po chwili Lewy wrócił z lekarzem.
-Pani Jagodo, chciałbym to pani powiedzieć osobiście. Zaczynamy chemioterapię natychmiast. - powiedział
-Panie doktorze, jakie ja mam szanse? - zapytałam
-Białaczka jest już w stanie zaawansowanym, nie potrafię pani powiedzieć, to wszystko zależy od organizmu.
Nic nie odpowiedziałam. Lekarz powiedział to wymijająco,ale ja wiedziałam, że mam małe szanse. Dlaczego to zawsze mnie dotykają takie rzeczy? Czemu los przygotował mi takie cierpienie? Kiedy już wszystko zaczynało się układać, kiedy stawałam się szczęśliwą osobą, pojawiła się białaczka. Czemu los dawał mi tyle złudnych nadziei, że wszytko będzie dobrze? Dlaczego, pytam się dlaczego?
Nie mogłam wydusić z siebie żadnego zdania.
-Zabieramy panią stąd na oddział intensywnej terapii. Pan nie będzie mógł się widywać póki co z dziewczyną - powiedział lekarz
-Ale jak to? - powiedział Lewy
-Przepraszam, takie procedury- powiedział lekarz
-Zaraz przyjdą pielegniarze, którzy zabiorą panią. Proszę wierzyć, że wszystko będzie dobrze - powiedział zachęcająco
Lekarz wyszedł, a ja miałam jeszcze chwilę z Lewym na pożegnanie się.
-Gdybyś mnie już nie zobaczył - zaczęłam mówiąc przez łzy
-Przestań tak mówić, wyjdziesz z tego - powiedział Robert
-Nie, nie oszukujmy się! 
-Po prostu musisz wiedzieć, że cię kocham, pamiętaj o tym - powiedziałam
-Ja kocham Cię nad życie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Obiecaj mi, że to wygrasz. Razem to przezwyciężymy - powiedział
-Obiecuję - powiedziałam łamliwym głosem, po czym do sali weszli lekarze, aby mnie zabrać
-Kocham Cię- powiedział Lewy, gdy odjeżdżałam na oddział
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja Ciebie bardzo - powiedziałam
_____________________________________________________________
Jest bardzo smutny rozdział, do końca już niewiele rozdziałów, proszę o komentarze.